czwartek, 15 stycznia 2015

NIGHTMARE - Cosmovision (2001)

Czy muzyka heavy metalowa może być czymś więcej niż tylko sposobem na rozładowanie energii czy jedną z form odpoczynku i zabijania wolnego czasu? A gdyby tak muzyka heavy czy power metalowa była bramą do innego świata? Do świata baśni, do innego wymiaru, sięgającego poza naszą wyobraźnię? Czasami mamy dość tej naszej codziennej szarości i najchętniej przenieślibyśmy się do innej rzeczywistości. A gdyby istniał taki album, który jest wstanie was zabrać do lepszego świata, w podróż której nigdy nie zapomnicie? Tak się składa, że jak dobrze poszukamy to znajdziemy takie albumy. Jednym z nich jest „Cosmovision” francuskiej kapeli Nightmare. To trzeci album w dorobku tej formacji i co ciekawe, odtworzył on nowy rozdział tej francuskiej potęgi heavy/power metalowej, która istnieje i gra po dzień dzisiejszy.

Nightmare znakomicie radził sobie w latach 80 i już wtedy wydali dwa znakomite albumy, które w swojej kategorii były dopieszczone i zdobyły sporo fanów. To było klasyczne heavy//power metalowe granie z domieszką NWOBHM. Zespół wtedy miał dwóch znakomitych wokalistów bo Boix jak i Houpert znakomicie odnajdowali się w power metalowej formule. Zespół dzięki nim błyszczał i w sumie ciężko sobie było wyobrazić nowy rozdział Nightmare bez utalentowanego wokalisty. Co ciekawe zespół miał cały czas znakomitego frontmana pod nosem i mam tutaj na myśli dotychczasowego perkusistę Jo Amore. Tak to on przejął funkcję wokalisty i znakomicie się odnalazł w tej roli. To dzięki niemu Nightmare stał się jeszcze bardziej rozpoznawalny, stał się agresywniejszy, mroczniejszy i bardziej rozpoznawalny. To on wprowadził zespół na zupełnie inne tory, na jeszcze wyższy poziom. Muzyka Nightmare już nigdy nie będzie taka sama. W latach 80 zespół dość klasycznie i można było go zestawiać z wielkimi tuzami tamtych czasów, lecz odrodzenie Nightmare jest o tyle ciekawe, że panowie nie chcą brzmieć tak jak w latach 80. Została formuła heavy/power metalowa, lecz to już inne brzmienie. Zespół dodał klawisze, dodał podniosłe chórki, dodał mroczny klimat, wlał sporo agresji, a całość prezentowała się dość nowocześnie. Można było odczuć jakby materiał tworzył jakiś młody zespół, a nie stary doświadczony band z lat 80. I tak po 16 latach nie bytu Nightmare powrócił z „Cosmovision”. Tutaj należy doszukiwać się genezy obecnego stylu i brzmienia Nightmare. Ten album zrewolucjonizował muzykę Nightmare i pokazał że heavy/power metal może brzmieć świeżo i pomysłowo. Już okładka w pełni odzwierciedla z czym mamy do czynienia. Inna galaktyka, inny wymiar, nowe technologie, cywilizacja, coś co nie jest tak łatwo objąć rozumem. Taka właśnie jest muzyka. Niby mamy tutaj wpływy Kamelot, Armored saint, Accept, Angra czy Thunderstone, lecz Nightmare stworzył coś swojego i ponadczasowego. Nawet soczyste i czyste brzmienie jest tak wykreowane, by nadać płycie tego specyficznego brzmienia jakby z innego wymiaru. To sprawia, że intro w postaci „Road to Nazca” przyprawia o dreszcze i hipnotyzuje. Podniosły, melodyjny niczym utwór Iron Maiden, epicki niczym utwór Manilla Road i energiczny niczym utwór Liege Lord, tak można opisać tytułowy „Cosmovision”, który zdradza jak brzmi Nightmare w roku 2001. Nie brakuje elementów progresywnego power metalu rodem z Mob Rules co zespół pokazuje choćby w pomysłowym „Corridors Of knowledge”. Klawiszowiec Rabilloud stwarza ciekawy klimat i sprawia, że Nightmare dość świeżo i nowocześnie. Brzmi to zupełnie inaczej niż w latach 80. Spora ilość epickości, coś z Accept czy Hammerfall można wyłapać w melodyjnym „Spirits of Sunset” . Nightmare nawet otarł się o niemiecką toporność w ponurym „The Church” i to właśnie dzięki takim kompozycjom ten album jest bardzo urozmaicony i zaskakuje. Płyta cechuje się mrokiem i niezwykłą agresją i spory w tym udział ma Jo Amore. Jego wokal można porównać do Ronniego James Dio i jest to na dzień dzisiejszy jeden z najlepszych wokalistów w swojej kategorii. O jego talencie przekonuje nas przebojowy „Behold The nightime”. Jest też coś z Judas Priest co potwierdza nieco marszowy „The cematary Road” i jest to kolejny utwór, w którym podniosłe chórki pełnią znaczącą rolę. Najdłuższym i najbardziej rozbudowanym kawałkiem na płycie jest „The Spiral of Madness” , z kolei taki „Last Flight To Sirus” to prawdziwa power metalowa petarda. Całość zamyka „Riddle in The Ocean”, który utrzymany jest w stylizacji starego Accept.

Nightmare nie nagrał słabego albumu i jest to jedna z tych kapel, która trzyma się swojego stylu i która nie zawodzi. W latach 80 robili furorę i szkoda, że nie nagrali wtedy więcej albumów, ale udało im się wrócić po 16 latach i to w wielkim stylu. Rzadko kiedy udaje się zostać przy swoim gatunku, jednocześnie go odświeżając i nadać mu nowego znaczenia. Z tego Nightmare wyszedł obroną ręką. „Cosmovision” zabiera nas do innego heavy/power metalowego wymiaru i jest to wyjątkowy album. Dla wielu jeden z najlepszych w dorobku grupy. Trudno się z tym nie zgodzić.

Ocena: 9.5/10

2 komentarze:

  1. Nie jestem wielkim fanem Nightmare ale akurat ta płyta jest w mojej kolekcji.Kawał dobrej muzyki,super melodie,ciekawy wokalista,fajne klawisze no i...ta płyta ma swój specyficzny klimat świetnie się tego słucha

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj tak klimat jest tutaj wyjątkowy :D No tutaj narodził się znany nam dzisiaj styl Nightmare:D Jedna z ich najlepszych płyt jeśli nie najlepsza:D

    OdpowiedzUsuń